1 lutego Akademicki Chór Politechniki Wrocławskiej wziął udział w musicalu „My fair Lady”, wystawianym w hali wałbrzyskiego OSIR, w której zmieściło się zdecydowanie więcej widzów, niż na widowni Filharmonii Sudeckiej, organizatora kolejnego przedsięwzięcia w XXXV Jubileuszowym Sezonie Artystycznym.
Soliści: Joanna Horodko – sopran, Tomasz Łuczak – baryton, Wiesław Orłowski – bas, przy wydatnej pomocy Akademickiego Chóru Politechniki Wrocławskiej, wraz z orkiestrą symfoniczną Filharmonii Sudeckiej pod batutą Władimira Kiradijewa, stworzyli dynamiczny, barwny spektakl. I chociaż była to skrócona wersja słynnego musicalu, która trwała 2 godziny wraz z 15-minutową przerwą, a artyści występowali w podwójnych rolach, publiczność oklaskiwała długo i hojnie to artystyczne przedsięwzięcie, nie szczędząc owacji na stojąco.

Dla nas – chórzystów były to nowe wyzwania, ponieważ poproszono nas – oprócz chóralnego śpiewu – o zagranie kilku epizodów. Zaraz na wstępie, w III części musicalu swoje solówki a capella śpiewali: Paweł Skiba, Adam Doliński i Piotr Guzikowski. Następnie roztańczonej Elizie Doolittle dotrzymywali kroku Michał Waszkielewicz i Paweł Skiba, a chór oprócz partii śpiewanej wykonywał w tej części spektaklu także partię gwizdaną. Przemysław Lizurej i Adam Doliński pląsali wraz ze starym Doolittlem przed gospodą. Na wyścigach w Ascot Elizie i Fredowi Hillowi towarzyszyła „chóralna” socjeta, składająca się z czterech par: Wioli Włosiniak i Michała Waszkielewicza, Magdy Dziurzyńskiej i Henryka Sałka, Aleksandry Łabędzkiej i Ireneusza Idziaka, Anny Kiczko i Grzegorza Krzysia. Ich zadaniem było odegranie niemych scenek, polegających na witaniu się, rozmowach, obserwowaniu kolejnych gonitw. W pewnym momencie, w ferworze wyścigów, panna Eliza kibicująca jednemu z rumaków „zapomina się” i wykrzykuje niecenzuralne słowo, co gorszy całe towarzystwo i tak porusza jedną z dam, że ta mdleje. Tę scenę odegrała – według oceny chóralnej socjety dość przekonująco – Anna Kiczko, która za moment, zmieniając strój, prowadziła – już jako Pani Pears – dialog z Fredem Hillem, zakochanym w Elizie i chcącym się z nią zobaczyć. W następnej części musicalu prawie cały skład chóru zatańczył w parach mieszanych walca wiedeńskiego. Pod koniec spektaklu jeszcze raz zatańczyliśmy – tym razem na swoich chóralnych podestach – zmodyfikowanego kankana. Było to trudne, ponieważ nie mieliśmy zbyt dużo miejsca, a rytmiczne podskoki powodowały rozchwianie mikrofonów. Udało nam się to jednak bez żadnych wpadek, w przeciwieństwie do czwartkowej próby, kiedy to jeden z mikrofonów jednak się przewrócił… W ciągu całego spektaklu musieliśmy kilka razy się przebierać, odgrywając swoje zbiorowe role: np. londyńskich urwisów w dżinsach czy eleganckiego towarzystwa na balu lub na wyścigach.

Były to dla nas nowe doświadczenia, ale także i wspaniała zabawa, która sprawiła, że czuliśmy się w świetle reflektorów nadzwyczajnie, grając z prawdziwym zaangażowaniem i entuzjazmem powierzone nam role w coraz to innych strojach. Byliśmy w tym spektaklu nie tylko towarzyszącym solistom i orkiestrze chórem, ale ważnym elementem ruchu scenicznego, skupiającym w kilku momentach całą uwagę widowni na sobie. Do udziału w spektaklu, tak jak do innych licznych naszych występów, przygotowywała nas Małgorzata Sapiecha-Muzioł – dyrygentka i kierownik artystyczny chóru, która cały czas była na scenie śpiewając z nami i kierując naszym scenicznym ruchem. Po spektaklu przekazała nam wyrazy uznania zarówno od siebie, jak i od dyrygenta oraz solistów, z czego jesteśmy bardzo dumni!
ak
_______________________________________________
My fair lady – w mediach
zapowiedź koncertu: link
film z próby: link
artykuł oraz zdjęcia- relacja z koncertu: link
film z koncertu: link
Ponadto relacja fotograficzna znajduje się w galerii zdjęć AChPWr.
az

