Deprecated: Funkcja WP_Dependencies->add_data() została wywołana z argumentem, którego użycie jest przestarzałe od wersji 6.9.0! Komentarze warunkowe IE są ignorowane przez wszystkie obsługiwane przeglądarki. in /home/chor.pwr/public_html/wp-includes/functions.php on line 6131

Deprecated: Funkcja WP_Dependencies->add_data() została wywołana z argumentem, którego użycie jest przestarzałe od wersji 6.9.0! Komentarze warunkowe IE są ignorowane przez wszystkie obsługiwane przeglądarki. in /home/chor.pwr/public_html/wp-includes/functions.php on line 6131

Relacja z pobytu we Lwowie w maju, 1990 roku Anny Wodnik

Serdeczne podziękowania dla Andrzeja Teiseyre’a za udostępnienie materiałów archiwalnych.

Chór Politechniki Wrocławskie we Lwowie

Wieczorem 2.05.1990 spotkaliśmy się na ulicy Komandorskiej, autobus już stał, trzeba było jeszcze zapakować bagaże, a potem już tylko czekać na chwilę, która zapoczątkuje nową przygodę.

O godzinie 19-tej stało się, pomachaliśmy Wrocławiowi na pożegnanie i skierowaliśmy się na wschód…

Czekała nas długa droga…

Wiele czasu poświęciliśmy na przygotowanie się do tego wyjazdu; szczególnie najmłodsi stażem w naszym gronie, teraz zbliżał się egzamin, ten najtrudniejszy bo przed publicznością. Nikt się jednak nie bał, atmosfera w autobusie była doskonała. Od pierwszych chwil, ci siedzący w tylnej części autobusu podśpiewywali sobie przy dźwiękach gitary. Inni jak to zwykle bywa podczas podróży to rozmawiali, to patrzyli na zmieniające się, krajobrazy. Im dłu­żej trwała jazda, tym więcej osób zapadało w sen, aż w pewnym momencie ucichliśmy tak, że słychać było zaledwie warkot silnika. Nie tylko kierowca i osoba pilnująca, by i on nie zasnął.

Obudziliśmy się dopiero na przejściu granicznym w Medyce.

Było wcześnie rano, trochy baliśmy się, że będziemy musieli długo stać i czekać na swoją kolej, ale udało się uniknąć niepotrzebnej zwłoki. Przejechaliśmy obok kordonu oczekujących samochodów i autobusów, po czym bez problemów udaliśmy się do odprawy celnej, która także okazała się dla nas bardzo łaskawa i szybka.

Musieliśmy odwdzięczyć się za przywilej pierwszeństwa.

Jak przystało na chór zaśpiewaliśmy celnikom „Mazura” i „Mnogaja lieta”, co wzbudziło niemałą sensację i przyciągnęło pewną liczbę zain­teresowanych, po czym przy brawach, w „chwale i sławie” wróciliśmy do autobusu.

Wszyscy mieliśmy dobre humory, zbliżał się też cel naszej podróży. Jeszcze jeden postój, jeszcze kilka piosenek znowu nuconych gdzieś z tyłu i usłyszeliśmy głos przewodnika „Uwaga, uwaga, zbliżamy się do Lwowa”. Lwów, wśród Wrocławian miasto prawie już legendarne, tak dalekie i tak bardzo wytęsknione, tak bardzo zmieniono, a przecież nieobce, słowem obiekt zainteresowania nas wszystkich, nawet tych, którzy byli tu już po raz drugi, Pan Bogusław Seńczuk, właściciel Biura Turystycznego „Leopolis” świetnie potrafił zainteresować rozbawione grono historią Lwowa, historią poszczególnych budynków i ulic mogących powiedzieć coś o polskości tego miasta, Odczuwaliśmy zmęczenia podróżą, ale nikt nie zaprotestował na wieść o tym, że zatrzymamy się przy dworcu kolejowym. Chcieliśmy go zobaczyć. Starzy wrocławscy lwowiacy zawsze mówili, że oba miasta mają podobne dworce. Należało to sprawdzić!

Pobiegaliśmy na perony i rzeczywiście /różniły się od wrocławskich tylko tym, że były większe/. Natomiast sam budynek mino zewnętrznego podobieństwa zupełnie nie przypominał wrocławskich hali. Ciekawostkę dla nas stanowił fakt, że urządzono tam księgarnie, w której mogli się odprężyć znudzeni czekaniem na pociąg podróżni.

Obejrzeliśmy co się dało i nieociągając się pojechaliśmy do centrum, gdzie czekały już na nas przewodniczki /dziewczyny/ z chóru Wyższej Szkoły Pedagogicznej, który w ramach rewanżu ze występy we Wrocławiu – zaprosił nas tutaj. Oczywiście ich obecność została powitana wybuchem euforii wśród naszej męskiej części zespołu. W tak radosnej atmosferze, po kilkunastu minutach, dotarliśmy do akademika, w którym przewidziano nasze noclegi.

W piątek rano nikt już nie pamiętał o zmęczeniu.

Wyspani, w znakomitej formie, całe przedpołudnie poświęciliśmy na zwiedzanie centrum miasta, po południu natomiast skoncentrowaliśmy się na koncercie, na którym był obecny Leszek Mazepa, prezes lwowskiej Polonii. Aby wszyscy mogli zorientować się jaki poziom prezentuje nasz chór, zaśpiewaliśmy po kilka utworów z różnych działów naszego repertuaru.

Było więc trochę muzyki ludowej, polskiej i zagranicznej, trochę muzyki współczesnej, a także spirituelsów, wielką atrakcją tego koncertu okazało się wykonanie przez solistę, pana Janusza Zawadzkiego „Arii Skołuby” z opery „Straszny Dwór” Stanisława Moniuszki. Pan Janusz zachwycił publiczność i musiał bisować, a my nie chcąc być gorsi, dzielnie dotrzymywaliśmy mu kroku wzruszając prawie do łez honorowego gościa – p. Mazepę. Po długim przemówieniu prezesa Polonii i gorącej owacji mogliśmy zejść ze sceny, zaliczając występ do udanych.

Nasze głosy pozostawały jednak w pogotowiu, bowiem po koncercie czekało nas spotkanie z naszym gospodarzem, żeńskim chórem Wyższej Szkoły Pedagogicznej im. Kołessy ze Lwowa,

Wszyscy skorzy byli do śpiewów i zabawy, co prawda pań było dwukrotnie więcej niż panów, ale nasi chłopcy bardzo starali się, aby impreza przebiegała w przyjemnym nastroju. Bawiliśmy się długo, unikając przykrej myśli o rozstaniu. Nawet nasz dyrygent, Piotr Ferensowicz nie oparł się urokowi lwowskiej młodości. Niestety, wszystko co dobre, prędzej czy później musi się skończyć, my przestaliśmy śpiewać, gitara ucichła, a chłopcy szarmancko odprowadzili lwowskie koleżanki do autobusu.

W sobotę czekało na nas mnóstwo wrażeń. Chcieliśmy poznać liczne zabytki Lwowa. Szczególnie interesował nas Cmentarz Łyczakowski, jeden ze wspanialszych polonaików w tym mieście. Wiedzieliśmy, że wielu znanych Polaków znalazło tu miejsce swego ostatniego spoczynku, lecz zdumiał nas ogrom obszaru, na którym się cmentarz rozciągał. Z tego powodu zwiedzaliśmy tylko kilka głównych alejek, bowiem niemożliwe byłoby obejść, w ciągu jednego dnia, cały cmentarz. Wyczerpujących informacji o cmentarzu dostarczył pracujący tam mężczyzna, który zachwycał nas swoją wiedzą i umiłowaniem przeszłości oraz wzbudzał szacunek, gdyż potrafił oddać to, co w zmarłych Polakach było najcenniejsze i przemilczeć co złe, nie raniąc naszych uczuć prymitywnym nacjonalizmem, a także w dziwny sposób zaszczepiając wiedzę o nielicznie reprezentowanych tam bohaterach Ukrainy. Nie mógł nam towarzyszyć w drodze na Cmentarz Orląt położony w innej części Cmentarza Łyczakowskiego.

Jak san powiedział, nie nadążyłby za nami, idąc o kulach drogą prowadzącą pod górę. Poszliśmy sami, i niezwykłym trafem spotkaliśmy tu męski chór „Harfa” z Warszawy. Razem mogliśmy więc zaśpiewać „Hymn Polski” i „Gaude Mater Polonia”, czcząc w ten sposób pamięć bohaterskich obrońców Lwowa.

Cmentarz Łyczakowski był ostatnim punktem w programie naszej wycieczki. Wcześniej udaliśmy się do ruin ufundowanego przez Kazimierza Wiolekiego Wysokiego Zamku, zwiedziliśmy Starówkę oraz Politechnikę Lwowską.

Za ostatnia ciekawiła nas nie tylko ze względów historycznych, lecz także dlatego, że Chór Politechniki Wrocławskiej będąc swego rodzaju kontynuacją dawnego Chóru Politechniki Lwowskiej czerpie z niej swoje „korzenie”.

W roku 1985 prof, Zachara, ówczesny członek lwowskiego zespołu, wywiózł ze Lwowa dwie księgi pamiątkowe.

Po wojnie, gdy Politechnika Wrocławska przejmowała tradycje Politechniki Lwowskiej odnowił swoją działalność Chór, najpierw jako męski, a od roku 1970 jako mieszany. Prof. Zachara przez długie lata był naszym solistą.

Dlatego zwiedzaniu budynku gmachu głównego Politechniki Lwowskiej towarzyszyły duże emocje: z wielkim wzruszeniem wykonaliśmy w tamtejszej Auli kilka pieśni, wśród których najważniejszymi były: „Hymn Polski” i „Gaudeamus Igitur”.

Po południu turystyka byłe już wspomnieniem.

Wszyscy myśleliśmy już tylko o koncercie w dawnym Kościele Dominikanów przy obecnym Muzeum Historii Religii i Ateizmu.

Tu miała się sprawdzić nasza umiejętność wykonywania muzyki religijnej łacińskiej oraz bardzo trudnej do zaśpiewania muzyki cerkiewnej.

Jako soliści towarzyszyli nam:
Janusz Zawadzki – bas, absolwent Akademii Muzycznej we Wrocławiu,
Elżbieta Święczkowska – sopran, studentka AM we Wrocławiu.

Odnieśliśmy sukces. O nielicznych błędach wiedzieliśmy tylko my i nasz dyrygent a publiczność nagradzała nasz występ licznymi rzęsistymi brawami.

W Niedzielę rano, pojechaliśmy uświetnić ceremonię Mszy św, w Katedrze Lwowskiej i przy okazji posłuchać jak śpiewa Chór „Harfa”, który po nas zajął miejsce na katedralnym balkonie.

Potem pożegnaliśmy Lwów i ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski.

Przygoda skończyła się!

Anna Wodnik